Ekstremalna Droga Krzyżowa Uczestnicy dotarli do Świebodzina

08 kwietnia 2017

Ekstremalna Droga Krzyżowa Uczestnicy dotarli do Świebodzina

Na twarzach malowało się ogromne zmęczenie, niekiedy ból, ale w oczach iskra satysfakcji. Bo przecież każdy z nich miał własną intencję, dla której symbolicznie odtworzył drogę Jezusa na śmierć. Nocą, w skupieniu i milczeniu do przejścia było średnio 40-60 kilometrów.

W tym roku w ramach Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w naszym województwie było do wyboru 16 tras. Kilka z nich zakończyło się w Świebodzinie, u stóp pomnika Chrystusa Króla. Dotarli tu pielgrzymi, którzy wyruszyli m. in. z Zielonej Góry, Krosna Odrzańskiego, Rokitna czy Łagowa. To była ostatnia stacja, prawdopodobnie dla większości najważniejsza. Bo tu udowodnili sobie, że potrafią pokonać własne słabości. Zmierzyć się z bólem i cierpieniem, w wyższym celu.

- Mamy za co dziękować i mamy też poczucie, że trzeba w swoim życiu zrobić coś ważnego. EDK była takim wyzwaniem – zaczynają Małgorzata Kubiak z Łagowa i Jolanta Kutkowska z Mostek. Kobiety są siostrami. Jedna nie była przekonana do kilkudziesięciokilometrowej wędrówki. Gdy dotarła do ostatniej stacji, zmieniła zdania. – Tych 40 km daje niesamowite doznania. Mimo bólu i kryzysu, wrażenia niesamowite. To trzeba przeżyć.

Kobiety wyruszyły z Łagowa. Trasa liczyła 41 km. – W każdym sołectwie byliśmy niezwykle mile przyjmowani. Mieszkańcy szykowali dla nas poczęstunek, czekali na nas w środku nocy.

Pytane o największe trudy zgodnie stwierdzają, że największe zmęczenie przychodzi w Polowie drogi. – Dlatego hasło droga przełomu jest niezwykle trafne. I my taki przełom odczułyśmy. Satysfakcja ogromna. Obok uśmiechu pojawiają się łzy – dodają.
Z Zielonej Góry wyruszył Rafał Kierczuk. – Chyba najgorszy etap, jaki mnie spotkał był około 4-5 nad ranem. Ani przede mną, ani za mną nikogo nie było. Szedłem już drugi raz. Mam bardzo ważną intencję, dlatego cieszę się, że dotrwałem do końca. EDK to zupełnie inny sposób przeżycia. Lepszy. Ogromny wysiłek fizyczny, brak snu, zmaganie się ze słabościami. Trzeba to przeżyć – mówi pan Rafał z Międzyrzecza.

- Zmęczenie ogromne, ale jeszcze większa duma i satysfakcja. Najtrudniejsze było przezwyciężenie bólu, który w pewnym momencie staje się nie do zniesienia. Ale satysfakcja to wynagradza, a na miejscu już się o tym zapomina – stwierdza pani Iwona.
Paulina Samolczyk-Adam należała do grupy, która wędrowała z Łagowa. W roku ubiegłym przeszła trasę z Zielonej Góry do Świebodzina. W tym EDK zakończyła po 30 km z uwagi na kontuzję nogi. – Jestem dumna, że wytrwałam. Jest to pełniejsze przeżycie nabożeństwa ze względu na ból, ale i modlitwę w ciszy i skupieniu. Na pewno będą brała udział w kolejnych latach. Intencje prowadzą do przodu – mówi.

Do łagowskiej grupy przyłączył się także Marcin Brylczak z Poznania. – Przez ból człowiek myśli inaczej. Milczenie i skupienie są tutaj bardzo ważne – podkreśla. – Jezus cierpiał zdecydowanie bardziej. My odczuliśmy 1 proc. cierpienia, dlatego uważamy, że jego czyn to czysty heroizm – mówią Adam Gruszeczka i Jacek Kościukiewicz.

Nie zabrakło również reprezentantów gminy Skąpe, którzy przyłączyli się do zielonogórskiej gromady na wysokości Darnawy. Ich decyzja była spontaniczna, bo zdecydowali się późnym wieczorem. – Wrażenia są niesamowite. Wzruszenie, łzy w oczach, duma. Polecamy wszystkim niezdecydowanym – mówią Teresa Berendt-Klechamer, Monika Czarnuszewisz, Marzena Łabędzka i Krystyna Czarnuszewicz oraz Piotr Olszewski.

Tematem tegorocznego świętego wyzwania była „Droga przełomu” i dla niektórych faktycznie taką drogą była. Zwłaszcza, gdy przekraczano samego siebie i swoje słabości.

Wszyscy podkreślali, że organizacyjnie EDK było przygotowane znakomicie. To inni rodzaj duchowości, przeżycia nabożeństwa drogi krzyżowej. Pierwsi dotarli do ostatniej stacji jeszcze przed wschodem słońca. Inni kilka godzin później. Bo i trasy były różne. Różniły się nie tylko długością, ale też stopniem trudności. Niektóre grupy wyruszyły wcześniej, niektóre później. Ale nie były to wyścigi, a nocna wędrówka w imię wyższych wartości.

Ogromny wysiłek fizyczny, ból, chwile zwątpienia i cel, nie tyle oznaczający metę, co duchowe przeżycie i dopełnienie. EDK to swoisty sposób przeżycia wielkopostnego nabożeństwa drogi krzyżowej w nieco odmiennej formie… W połączeniu z nocną wyprawą, indywidualną, grupową, dla której wspólnym mianownikiem jest cisza.

Z jednej strony zachowuje się tradycje i wartości kościoła katolickiego, a z drugiej proponuje pewne wyzwanie, które może zachęcić do uczestnictwa, zwłaszcza osoby młode. Bo, co często podkreślają organizatorzy, każdy sposób na przeżycie drogi krzyżowej jest dobry. A być może osobista podróż pozwoli na lepsze zrozumienie.

ALICJA KUCHARSKA